Archiwum 19 stycznia 2004


sty 19 2004 Całując deszcz
Komentarze: 3
Gdy byłam mała zawsze się bałam burz. Kiedy tylko przysnę widzę mokrą od deszczu przerażoną twarz Von Croy'a, który wisi nad przepaścią. Staram się mu pomóc biegnąc w jego stronę, ale on coraz bardziej się oddala. W rozpaczy rzucam się w jego stronę, a on... Lara odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że to tylko znowu ten sam, dobrze jej znany, koszmar. Wstała by przemyć twarz zimną wodą. Otworzyła lodówkę, by wyciągnąć coś do picia. - Cholera - zaklęła Lara, gdy karton z mlekiem wypadł jej z ręki i uderzył o podłogę. Wzięła papierowy ręcznik i zaczęła wycierać podłogę. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. - Kto to może być, o tej porze? - pomyślała. Odłożyła przesiąknięty mlekiem ręcznik i poszła otworzyć drzwi. Lara zobaczyła w bladym świetle lampy ogrodowej przerażoną twarz jakiegoś mężczyzny. - Dobry wieczór, przepraszam, że nachodzę o tak późnej porze. Czy to rezydencja panny Croft? - zapytał, nieznajomy z ogromną czapką - Mam bardzo ważną sprawę. - Tak - odpowiedziała - Proszę niech Pan wejdzie, nie będzie Pan stał na zewnątrz - powiedziała uprzejmie Lara. - Nie mamy czasu, sprawa jest naprawdę poważna, wyjaśnię Pani wszystko po drodze. - odpowiedział wykazując zdenerwowanie. - Słucham? - zapytała zdziwiona Lara. - Powiedziałem, że wyjaśnię, o co mi chodzi, po drodze - powtórzył jeszcze bardziej zdenerwowany nieznajomy. - Pan chyba żartuje? Chyba nie spodziewa się Pan, że nagle wyruszę w środku nocy gdzieś z nieznajomym - stwierdziła. - Może to zmieni Pani zdanie - powiedział wyciągając spod płaszcza połówkę medalionu. Poczuła jakby ziemia pod nią zaczęła się walić. - Jestem w samej koszulce i kapciach na nogach - wyjąkała z troską na twarzy Lara, gdyż wiedziała co ten medalion dla niej znaczy. - W porządku niech się Pani ubierze tylko proszę nie wybierać w tych swoich damskich ciuszkach - Tu nie chodzi o bankiet, tylko o ludzkie życie, również Pani. - Dobrze - odpowiedziała. Lara biegnąc w górę po schodach myślała o tym co przed chwilą zobaczyła. Doszła do wniosku, że jedyny odpowiedni strój na tą okazję to zapomniane zielone "body" i sprane krótkie spodenki. W pośpiechu narzuciła jeszcze na siebie czarny skórzany płaszcz. W swój plecak zabrała najpotrzebniejsze rzeczy. Nie zapomniała także o swoich dwóch najwierniejszych, srebrnych przyjaciołach, magazynkach i... szmince. Wychodząc, Lara spojrzała jeszcze na swój dom, doznając dziwnego uczucia, że może go już długo nie zobaczyć. Przy Jeepie Lara przypomniała sobie o dokumentach. Niespodziewany gość rzucił kluczyki Larze, kazał zapalić silnik i zaczekać, aż wróci z papierami - Leżą w kuchni na lodówce - krzyknęła Lara. Po chwili mężczyzna wybiegł z domu z uśmiechem na twarzy ukazując plik dokumentów. Nagle Lara usłyszała wystrzał. Z przerażeniem patrzyła jak młody mężczyzna traci równowagę i upada. Odruchowo wrzuciła pierwszy bieg i z piskiem opon ruszyła z miejsca. Lara nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Tysiące myśli przychodziły jej do głowy. Wciskała pedał w podłogę ściskając kierownicę, wskazówka prędkościomierza aż gięła się na zegarze. Minął jakiś kwadrans kiedy Lara zatrzymała się na ponurym, bocznym parkingu, teraz tylko myślała o tym co dalej. W świetle reflektorów zobaczyła budkę telefoniczną, postanowiła więc zadzwonić na policję, wysiadając zrzuciła leżącą na fotela kartkę papieru, na której był jakiś numer oraz jej własny adres. Trzymając w ręku słuchawkę Lara chwilę zastanawiała się pod jaki numer zadzwonić najpierw, po czym wystukała numer z kartki. - Słucham - powiedział zaspanym głosem jakiś mężczyzna. - Czy mówi coś Panu samochód o numerze rejestracyjnym NY 753. - powiedziała lekko jeszcze zdenerwowana Lara. - To numer samochodu mojego przyjaciela, a o co chodzi i kto w ogóle mówi - odpowiedział mężczyzna po drugiej stronie słuchawki. - Sprawa z jaką do Pana dzwonię wymaga rozmowy w cztery oczy, ponieważ obawiam się że pańskiemu przyjacielowi przytrafiło się coś złego i myślę, że ma to jakiś związek ze mną. - A czy przypadkiem Pani sobie nie żartuje? Sama Pani przyzna, że to dość mało prawdopodobne. - Jeżeli uważa Pan to za żart, to chyba nie jest Pan poważny. - Dobrze, spotkajmy się za godzinę w "Unicorn". Zna pani tą knajpę? - Tak. A jak Pana poznam? - To ja Panią poznam. Niech Pani siądzie przy stoliku koło szafy grającej. - Dobrze, będę tam na Pana czekać. Gdy Lara weszła do knajpy, od razu wszyscy zwrócili na nią uwagę. Lara spodziewała się zaczepki, lecz po chwili wszyscy wrócili do swoich poprzednich zajęć. Przy stoliku, gdzie miała usiąść siedzieli i popijali swoje piwo dwaj mężczyźni, należący raczej do marginesu społeczeństwa. - Mam do Panów ogromną prośbę - zaczęła nieśmiało Lara. - Spadaj laluniu - odpowiedzieli ordynarnie mężczyźni. - Nie szukam kłopotów, chciałabym tylko, aby Panowie przesiedli się do innego stolika, ponieważ bardzo mi zależy, żeby siedzieć przy tym - zaczęła jeszcze raz Lara. - Czy wyraziliśmy się jasno? Spadaj. - W porządku - zrezygnowała Lara. - Chociaż może pozwolilibyśmy tobie usiąść z nami, wyglądasz na taką, która spełniłaby nasze wymagania - zaśmiali się mężczyźni. - Słucham? - zapytała Lara. - To co słyszałaś, pozwolimy ci z nami usiąść, jeśli się z nami napijesz - powiedzieli bardziej stanowczo mężczyźni. - Dziękuje, nie skorzystam - odpowiedziała beznamiętnie. - Na pewno nie, laluniu. Nie przyjmujemy odmowy - powiedzieli groźnie. - Nie skorzystam - powtórzyła, podnosząc wysoko głowę. Poczuła jak wszystkie jej mięśnie zaczynają się napinać. Wiedziała już, że na rozmowie się nie skończy. - Usiądziesz z nami czy tego chcesz czy nie - powiedział mężczyzna chwytając Ją za rękę. Lara błyskawicznie zareagowała i szybkim ruchem obezwładniła napastnika, który po chwili znalazł się na podłodze. Przyciskając nogą jego głowę do parkietu, odpięła swą kaburę. Mężczyźnie ukazał się srebrny kaliber 9mm. Drugi mężczyzna niewiele myśląc z skruchą podniósł kolegę mówiąc. - Przepraszam za kolegę, ale chyba za dużo wypił. Niech Pani go puści to sobie pójdziemy. - W porządku, ale pański przyjaciel sam się o to prosił. Lara usiadła przy stoliku odprowadzając mężczyzn wzrokiem do wyjścia. Chwilę później kątem oka zauważyła, że do knajpy wchodzi bardzo zbudowany facet z cygarem w ustach w towarzystwie dwóch "panienek", który usiadł przy jednym z wolnych stolików. Spostrzegła, że koło niego zrobiło się zamieszanie. Wszyscy zaczęli mu usługiwać, biegać koło niego i spełniać jego życzenia. Pomyślała, że musi to być ktoś ważny, skoro wywołuje wśród ludzi taką reakcję. Z czystej ciekawości spytała o niego barmana. W tym momencie zapada cisza. Gapiący się na nią socjopaci doszli nagle do wniosku, że dawno nie przyglądali się uważnie swoim stopom. Po drugiej stronie baru rozległ się głos. - A co za frajer pyta? Lara zmieszana wstając odpowiada. - Ja. Chwila ciszy, po której ogromny facet wyplątuje się z objęć siedzących mu na kolanach panienek i rusza w jej stronę. Lekko uniesiona brew sygnalizuje, że ma się wytłumaczyć. Nagle do knajpy wkracza cała banda uzbrojonych po zęby oprychów. Lara rozpoznaje wśród nich swoich niemiłych znajomych, których kilka minut temu "grzecznie" wyprosiła z baru. Lara natychmiast się wyprostowała. Jej ręce odruchowo sięgnęły po pistolety. - Nieproszeni goście. Nie znoszę nieproszonych gości - powiedziały dwa i pół metra mięśni i animuszu. - Żartujesz Duke? My wpadliśmy tylko po tą panienkę. Groźne spojrzenie powoduje, że facet natychmiast się poprawia. - To znaczy, Szefie. - Ta panienka rozmawia teraz ze mną, więc możecie spadać frajerzy. - Spoko, już się wynosimy. A my się jeszcze zobaczymy - powiedział groźnie facet przewodzący grupie. Lara schowała pistolety do kabur. - Dziękuje Panu za pomoc, choć nie była mi ona potrzebna - powiedziała spokojnym głosem. - Naprawdę uważasz że poradziłabyś sobie z tymi wszystkimi wyrzutkami, to są ludzie, którzy są zdolni do naprawdę paskudnych czynów - zapytał ogromny facet. - Nie z takich opresji wychodziłam cało - odpowiedziała. - Z pewnością. A tak w ogóle to jestem Duke. Duke Nukem - przedstawia się mężczyzna. - Lara. - Lara jak? - Po prostu Lara. - W porządku. Co "po prostu Lara" ode mnie chciała? - Spytałam o Ciebie barmana z czystej ciekawości - oznajmiła. - Spoko. Może klapniesz sobie razem z nami? Jest przy naszym stoliku jeszcze jedno wolne miejsce - zapytał Duke. - Z chęcią bym się do Was przysiadła, ale czekam tu na kogoś - odpowiedziała. - W porząsiu, ale jak byś zmieniła zdanie, to wiesz gdzie siedzę - powiedział trochę zaskoczony Duke i poszedł usiąść do swoich panienek które chichotały patrząc ukradkiem na Larę. Lara siedząc przy "wywalczonym" stoliku nerwowo spoglądała na zegarek Spóźnia się już kwadrans - pomyślała. W tym momencie w drzwiach pojawiła się smukła sylwetka mężczyzny, który przyjacielskim gestem pozdrowił zabawiającego się Duke'a. Na twarzy Lary pojawiło się rozczarowanie, gdyż pomyślała, że może to jest gość, na którego czeka. - Przepraszam, czy to Pani dzwoniła do mnie w sprawie mojego przyjaciela? - zapytał szczupły facet. - Tak, to ja. Myślałam już, że Pan nie przyjdzie. - Przepraszam za spóźnienie, ale miałem problemy z dojazdem - odpowiedział uprzejmie gość którego Lara przed chwilą widziała w drzwiach. - Jestem Danny. To do mnie Pani dzwoniła dzisiaj w nocy. - Croft. Lara Croft. Niech Pan lepiej usiądzie, bo to co Panu powiem, może okazać się dla Pana szokiem. Nieznajomy usiadł z wyrazem niepokoju na twarzy. - Mam dla Pana bardzo niemiłą wiadomość. Pański przyjaciel został zastrzelony jakieś półtora godziny temu przed moim domem. Lara postarała się przekazać tą wiadomość najlepiej jak umiała. Jednak nie ukoiło to jego cierpienia, które zdawało się przemawiać przez jego twarz. - Nie. To niemożliwe, jeszcze kilka godzin temu dzwonił do mnie mówiąc, że musi załatwić coś ważnego, nie powiedział co. Trochę mnie to zdziwiło, bo znamy się od dziecka i nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. - Przed śmiercią zdążył mnie jeszcze ostrzec przed jakimś niebezpieczeństwem które podobno grozi jakimś ludziom. Mówił też że ma to jakiś związek ze mną. - Kto mógł zrobić coś takiego, przecież Drake nie miał wrogów. Co on w ogóle u Pani robił , nie przypominam sobie, żeby kiedyś opowiadał mi o Pani, kim właściwie Pani jest? Lara opowiedziała Danny'emu całą historię o tajemniczym medalionie, że należał on do Von Croy'a i ostatni raz w całości widziała go przed jego śmiercią. - Pewnie zastanawia się Pan skąd Drake miał tą połówkę medalionu. - Danny, mów mi Danny, a poza tym jakby Pani zgadła, chociaż znajdywanie takich rzeczy to jego sposób na życie. - Jest ...ekhm... to znaczy... był archeologiem? - Tak. - Może po prostu pojedziemy do niego i się przekonamy? - Tak, myślę że to dobry pomysł - Danny zakrył twarz dłońmi. - Hej, czy wszystko w porządku? - Nie mogę w to uwierzyć, to po prostu do mnie nie dociera, jak mogli mu to zrobić -powiedział Danny kryjąc twarz w dłoniach. Lara nie wiedziała jak mu pomóc. W pewnym sensie wiedziała co on czuje. Wiedziała też, że w tej chwili nic nie jest w stanie go pocieszyć. W końcu kilka lat temu też straciła nauczyciela i przyjaciela w jednej osobie. Drake mieszkał w niezbyt przyzwoitej dzielnicy. W okolicy nie było ładnie utrzymanego domu, gdzie niegdzie walały się śmieci oraz poprzewracane śmietniki. Całość przypominała raczej slumsy, a nie dzielnicę, w której mieszkają tacy ludzie jak archeolodzy. - To tutaj mieszkał Drake? - Tak, niestety. Jak widzisz praca "kopacza" nie przynosi zbyt dużych dochodów. Po chwili oboje byli już w środku popękanego i brudnego budynku. Weszli na pierwsze piętro gdy nagle usłyszeli dźwięk przewracanych mebli i pękającego szkła. Lara bez chwili wahania sięgnęła ręką do swej kabury. - To z mieszkania Drake'a - krzyknął Danny. W tej chwili drzwi otworzyły się z hukiem i z mieszkania wybiegł zakapturzony człowiek. Gdy zauważył pistolet wycelowany prosto w niego podniósł ręce na znak, że się poddaje. Danny podbiegł do złodzieja i zabrał mu plecak ze skradzionymi rzeczami. - Myślę, że winien nam jesteś jakieś wyjaśnienia - stwierdziła Lara. - W tym momencie mężczyzna popycha Danny'ego na Larę po czym rzuca się do ucieczki. Danny i Lara lądują na podłodze a złodziej znika na schodach. - Cholera, już prawie go mieliśmy - rzucił z oburzeniem Danny. - Nie ważne, najważniejsze, że niczego nie wyniósł - powiedziała Lara - Śmieć - dorzuciła jeszcze. - Zobaczmy na czym mu tak zależało - powiedziawszy to Danny otworzył plecak, z którego wyciągnął starą zniszczoną książkę. - Co to takiego? - spytała Lara. - Nie wiem, albo ten facet to skończony idiota, albo dobrze wiedział po co przyszedł. Wygląda mi to na notes Drake'a, tylko po co takiemu brudasowi jego notes. Po chwili zaczął z uwagą przewracać kartki notesu. W tym czasie Lara podeszła do okna i zaczęła się wpatrywać w szare i odrapane budynki. Dochodziły ją odgłosy ulicy. Przejeżdżający samochód, miauczący kot, gdzieniegdzie zdawało się słyszeć rozmowy. Zdała sobie sprawę, że zaczyna świtać. Zmęczenie zdawało się wdzierać w jej świadomość. Szczególnie było to widać po jej zielonych oczach. Lara zawsze była osobą, której emocje i uczucia można było wyczytać z twarzy. Zaczęła zastanawiać się o co w tym wszystkim chodzi, czemu obcy dla niej ludzie chcą ją zabić i przed czym ostrzegał ją Drake. Stała i myślała tak jeszcze przez chwilę, gdy usłyszała Danny'ego, który wydał jej się dziwnie niespokojny. - To niemożliwe - prawie krzyknął Danny. - Co się stało, co tam znalazłeś? Wyglądasz dosyć dziwnie. - Lepiej będzie jak sama zobaczysz. - Lara zaczęła czytać pokazany akapit. Im bardziej wgłębiała się w treść zapisków Drake'a tym większy niepokój ogarniał jej umysł, który całkowicie skupiał się na treści notesu... " ... To była sobota. Zawsze w ten dzień przychodziłem do niego po pieniądze. Stanąłem pod drzwiami jego gabinetu, gdy usłyszałem rozmowę na temat tej kobiety, która wyrządziła mu jakąś okropną krzywdę, i że to ja będę musiał ją zabić. To dla mnie za wiele. Już od dawna wiem, że robię źle, ale boję się przeciwstawić z obawy o swoje życie. Pewien jestem jednak, że nie dopuszczę się morderstwa, mam dość jego rozkazów, myślę że nadszedł czas abym zrobił coś, aby przeszkodzić mu w wyrządzaniu ludziom krzywdy bez względu na cenę jaką przyjdzie mi za to zapłacić. Jedynie Bóg może odbierać życie, więc nie dopuszczę do śmierci tej kobiety bez względu na to jaką krzywdę mu wyrządziła. Cokolwiek uczyniła jestem pewien, że nie zasłużyła na śmierć, tym bardziej iż wydaje mi się, że to on właśnie jest złym człowiekiem, z resztą podobnie jak ja. Gdy raz się wdepnie w gówno to śmierdzi się do końca życia ..." Lara nie mogła zagłuszyć swoich myśli, wciąż nie mogła pojąć o co w tym wszystkim chodzi. Z zamyślenia wyrwał ją odgłos gaszonego silnika i głos Danny'ego: - Jesteś pewna, że chcesz wrócić do domu? To chyba nie jest bezpieczne miejsce dla ciebie. - To jest jedyne miejsce gdzie czuję się bezpiecznie, a poza tym muszę trochę odpocząć - odpowiedziała Lara. - Może chciałabyś żebym z tobą został. - Myślę, że lepiej będzie jeśli wrócisz do siebie, z resztą chciałabym zostać teraz sama. - W porządku, zobaczymy się później. Myślę, że oboje jesteśmy to winni Drake'owi, aby znaleźć jego zabójcę. - Wydaje mi się, że to należy do obowiązków policji, już dawno powinniśmy tam być - stwierdziła stanowczo Lara. - Masz rację. Przyjadę po ciebie po południu i wszystko im opowiemy. - Nie musisz się fatygować, sama dojadę. Spotkamy się pod posterunkiem, powiedzmy o czternastej. - Dobra szefie - powiedział śmiejąc się Danny. Lara powolnym krokiem zbliżała się do bramy swego domu. Gdzieniegdzie walały się taśmy policyjne, a miejsce, w którym zginął Drake zaznaczone było kredą zarysem jego ciała. Z lekkim niepokojem otworzyła drzwi, na wielkim zegarze w jej holu właśnie dochodziła szósta. Spokojnym ruchem przetarła ręką po włosach po czym rozwiązała warkocz. Zmęczenie skierowało jej kroki prosto do sypialni. Lara po raz pierwszy od kilku lat zasnęła bez obawy o zły sen. Po raz pierwszy nie śniła o niczym, nic więc dziwnego, że gdy się obudziła wszystkie wydarzenia zeszłej nocy wydały się jej tylko złym snem. Lecz gdy spojrzała na swój plecak i ujrzała w nim notatnik Drake'a uświadomiła sobie, że jednak działo się to naprawdę. Wyjęła notatnik z plecaka i położyła go na stole z myślą o dokładniejszym przyjrzeniu się jemu. Przypomniała sobie o spotkaniu więc w pośpiechu wstała, wzięła zimny prysznic i zjadła śniadanie. Gdy była już gotowa do wyjścia zadzwonił dzwonek. W pierwszym momencie wydało jej się to normalne, ale gdy uświadomiła sobie jakie niebezpieczeństwo jej zagrażało niemalże natychmiast sięgnęła na oparcie sąsiedniego krzesła, na którym powiesiła pas z bronią. Nie minęła chwila, gdy znalazła się pod swymi drzwiami z "beretami" wycelowanymi w ich stronę. Stanowczym głosem powiedziała: - Kto tam? - Proszę otworzyć, jestem z policji, chciałbym zadać pani kilka pytań. - Już otwieram - powiedziała Lara chowając broń. Policjant okazał się szczupłym, wysokim mężczyzną w średnim wieku, z lekkim uśmiechem na twarzy przedstawił się pokazując odznakę: - Porucznik Barry Chapman. Chyba domyśla się pani po co tu przyszedłem? - Oczywiście, niech pan wejdzie. - Dziękuję, ale chciałbym zabrać panią na posterunek. - Dobrze, i tak miałam z wami porozmawiać. Na posterunku Lara opowiedziała całą historię z poprzedniego wieczoru, dowiedziała się również, że Drake był poszukiwany przez policję za handel narkotykami, pracował w organizacji od dawna obserwowanej przez policję, i że organizacji tej przewodzi niejaki Von Croy. Słowa te zaskoczyły Larę, po chwili jednak pomyślała, że może to być tylko czysta zbieżność nazwisk. Porucznika zainteresował notatnik Drake'a, gdyż mógłby on dostarczyć cennych informacji pomocnych w schwytaniu Von Croy'a i jego chłopców. Poprosił Larę, aby przywiozła notatnik na posterunek. Wracając do domu Lara myślała o słowach porucznika a szczególnie o wspomnianym nazwisku. Było ono dla niej naprawdę ważne. Tak bardzo się tym przejęła, że nie zauważyła nieobecności Danny'ego. Podjeżdżając pod dom Lara zauważyła uchylone drzwi. Z niepokojem zbliżyła się do wejścia, przez szparę zobaczyła poprzewracane meble. Gdy weszła do środka poczuła jak zbiera się w niej złość. Natychmiast złapała za słuchawkę i zadzwoniła do znajomego porucznika. Nie minęło pięć minut, kiedy radiowóz zajechał pod dom Lary. Wyszedł z niego Chapman oraz dwóch umundurowanych policjantów. Porucznik podbiegł do Lary i zapytał: - Nic się pani nie stało? - Mi nic, ale obawiam się, że nie dostanie pan już notatnika - powiedziała drwiącym głosem Lara. Porucznik spojrzał na Larę rozumnym wzrokiem. Nie trzeba było geniusza, żeby się domyśleć, że to robota ludzi Von Croy'a. Po chwili spytał: - Czy zginęło coś jeszcze? Pewnie chce Pani to zgłosić. - Po co? Pewnie i tak nic nie zrobicie, zresztą podobnie jak z całą tą sprawą. Porucznik spuścił głowę po czym dodał: - Możemy chociaż spróbować. - Nie warto. Chyba że lubicie papierkową robotę, bo pewnie na tym się to zakończy. - Więc co zamierza Pani zrobić? - Myślę, że zajmę się tym osobiście. - Śledztwo na własną rękę? Myśli Pani, że da sobie Pani radę? - Zobaczymy - powiedziała beznamiętnie Lara. W chwilę później policjanci wyjechali z posiadłości Lary. Przed tym porucznik zostawił Larze swoją wizytówkę prosząc o informowanie go na bieżąco o postępie jej dochodzenia. Lara weszła do domu po czym zaczęła sprzątać. Czuła jak złość rośnie w niej coraz bardziej, aż w pewnej chwili w nerwach rzuciła krzesłem o ścianę. Przecierając czoło ze zmęczenia przypomniała sobie o Dannym, że nie zjawił się na umówione spotkanie. Pomyślała, że jemu także mogło się przydarzyć coś złego i to mogło być prawdopodobnie przyczyną jego nieobecności. W chwilę później siedziała w swoim Jeepie przyglądając się wizytówce Danny'ego. Jechała przez miasto dosyć szybko ponieważ niepokoiła się coraz bardziej i coraz gorsze myśli przychodziły jej do głowy. Gdy podjechała pod wskazany adres przy domku Danny'ego stała czarna limuzyna z przyciemnianymi szybami. - Trudno nie nazwać tej sytuacji podejrzanej - pomyślała Lara zatrzymując samochód w ciemnej uliczce. Wszystko wskazywało na to, że Danny także doczekał się kłopotów. Lara wychodząc z Jeepa przeładowała broń, gdy drzwi domu otworzyły się a z nich wyszedł sam Danny w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy to, że musi zrobić coś, aby pomóc Danny'emu, lecz po chwili zauważyła, że Danny wcale nie zachowuje się jak porywany, ale rozmawia z obcym jak z dobrym znajomym. W tej chwili odezwał się w Larze jej wrodzony pesymizm. Natychmiast pomyślała że w całą tą sprawę jest też zamieszany Danny. Ukryła się za rogiem. Przyglądała się wszystkiemu i wzrastało w niej przekonanie, że Danny jest ich wspólnikiem. Rozmawiali jeszcze chwilę po czym wszyscy wsiedli do limuzyny i odjechali. Lara schowała broń i wróciła do samochodu, w którym wpadł jej do głowy pomysł żeby pojechać za nimi i sprawdzić gdzie i po co udał się z nimi Danny. Przekręciła kluczyk w stacyjce lecz Jeep tylko "zakaszlał" i nie odpalił. Spróbowała jeszcze raz, drugi, i nic. - Tylko nie teraz - wrzasnęła Lara. Zrezygnowana i zdenerwowana trzaskając drzwiami Lara wyszła z wozu, spojrzała na dom w którym mieszka Danny. Był to niewysoki, ale okropnie długi, zbudowany z czerwonej cegły budynek. Na jego dachu, ku jej zdziwieniu rosły niewysokie drzewa. Były to, sądząc po kolorze kory, brzozy. W ich pobliżu bawiły się jakieś ptaki. Lara przeszła na drugą stronę ulicy i spojrzała na domofon. W tej chwili uświadomiła sobie, że nie zna jego nazwiska. Weszła do bloku i do jej nozdrzy doszedł niezbyt przyjemny zapach. Doszła na trzecie piętro i stanęła przed drzwiami z numerem 28. Zapukała. Cisza. Jeszcze raz. Nic. Złapała za klamkę. Zamknięte. Wyciągnęła z kieszeni spinkę i zaczęła grzebać w zamku. Po chwili w zamku coś trzasnęło. - Dobrze czasem być kobietą - zaśmiała się sama do siebie Lara chowając spinkę do kieszeni. Pchnęła drzwi które ze skrzypem stanęły przed nią otworem. Weszła do środka i zaczęła się rozglądać. Oczom jej ukazał się przerażający widok. Wszędzie panował koszmarny bałagan. Wszystkie szuflady były pootwierane, a ich zawartość została rozrzucona po całym mieszkaniu. Z półek i szafek postrącano różnego rodzaju kryształy i temu podobne rzeczy. Na jednej półce leżał zniszczony doszczętnie telefon. W sypialni wszystkie półki i szafki zostały też dokładnie przeszukane. W kuchni natomiast pełno było pobitego szkła i porcelany. Była niemal pewna że to sprawka ludzi Von Croy'a. - Ale co oni chcieli od Danny'ego i po co zabrali go ze sobą? - pomyślała. Larze zrobiło wstyd, że go podejrzewała, gdy nagle wśród tych wszystkich porozrzucanych rzeczy dojrzała coś, co natychmiast, spowodowało powrót podejrzeń. Wśród porozrzucanych książek i jakichś notatek dojrzała okładkę pamiętnika Drake'a. - Skąd się tutaj wziął pamiętnik Drake'a?- rzuciła głośno Lara. W tym momencie do mieszkania ktoś wszedł. Jej ręce odruchowo sięgnęły do pistoletów , a sama przyjęła pozycję do skoku. Kiedy zorientowała się, że to Danny z powrotem się wyprostowała. - O, cholera! - krzyknął przestraszony Danny gdy spostrzegł stojącą na środku pokoju Larę. -Witam - odpowiedziała lekko się uśmiechając. - Co do jasnej cholery tu robisz? - zapytał zaskoczony. - Przyjechałam do ciebie, bo nie zjawiłeś się na posterunku, no i chciałam się zapytać czy wszystko w porządku - odpowiedziała. - Twoja troska jest słodka, ale to nie oznacza że możesz się do mnie włamywać! - prawie krzyknął Danny. - Spokojnie, nie musisz się zaraz denerwować, a zresztą jesteś mi winien wyjaśnienia - oznajmiła. - Tak, ciekaw jestem jakie? - odpowiedział ironicznie. - Po pierwsze dlaczego nie zjawiłeś się na umówionym spotkaniu, po drugie co robiłeś z ludźmi Von Croy'a, po trzecie co oznacza ten cały bałagan i po czwarte co robi u ciebie okładka pamiętnika Drake'a. Danny, gdy spostrzegł okładkę zrobił się blady jak ściana, tak jakby miał coś na sumieniu. - Czy coś się stało? - spytała Lara. - Nic, tylko że ja... - przerwał w pół zdania. Nastąpiła chwila ciszy. - Ja... dlatego nie zjawiłem się na komisariacie, ponieważ... - w tym momencie spuścił wzrok i dokończył - plądrowałem z ludźmi Von Croy'a twój dom. - Że jak? - wrzasnęła Lara, wyciągając swoje srebrne Beretty i skierowała je w stronę Danny'ego. Poczuła się tak, jak nigdy wcześniej się nie czuła. Czuła w sobie zarówno ogromny gniew, zrezygnowanie i zarazem niewiarygodną ciekawość dlaczego Danny wraz z ludźmi Von Croy'a splądrował jej dom. - Poczekaj - powiedział przestraszony Danny - zanim sobie coś pomyślisz i zrobisz coś głupiego daj mi wytłumaczyć wszystko do końca - oznajmił siadając. - Z przyjemnością posłucham - odparła Lara odgarniając ręką z kanapy porozrzucane ciuchy. - No więc tak, gdy zbudziłem się rano, jak zwykle wziąłem prysznic i chciałem zjeść śniadanie poszedłem więc do kuchni, otworzyłem lodówkę, gdy spostrzegłem, że nic w niej nie ma. Trochę zły poszedłem do sklepu. Zakupiwszy, co uznałem za potrzebne, wróciłem do domu i o dziwo, drzwi były otwarte. W środku zastałem troje uzbrojonych ludzi, którzy "uprzejmie" powiedzieli mi, że jak z nimi nie pojadę, to po prostu mnie zabiją. - Ciekawe, ciekawe - rzuciła nagle Lara - Mów dalej. - Więc spytałem, dlaczego mam z nimi jechać, do czego jestem im potrzebny, a oni na to, że dlatego mam z nimi jechać, bo oni mają broń i sobie tego życzą. W porządku odpowiedziałem, więc zszedłem z nimi na dół i wsiedliśmy do limuzyny. Podczas jazdy spytałem dokąd jedziemy. - Zobaczysz - odrzekł jeden facet z uśmiechem. - Jakże wielkie było moje zdziwienie gdy dojechaliśmy pod twój dom. Zacząłem podejrzewać po co oni tam przyjechali. - Pamiętnik? - odezwała się Lara. - Niestety - dorzucił Danny - ale nadal nie wiedziałem po co oni zabrali mnie ze sobą. Po chwili jednak dowiedziałem się po co. Kazali mi wyłamać drzwi wejść do środka i zacząć szukać pamiętnika. Gdy weszliśmy do salonu spostrzegłem na stoliku dziennik Drake'a. Ku memu zdziwieniu oni go nie zauważyli więc ja wykorzystując to schowałem go pod kurtkę. Kazali mi wywalić wszystko do góry nogami. Mierzyli do mnie z broni, to co miałem zrobić, robiłem co mi kazali. Gdy przeszukałem doszczętnie dom i okazało się że pamiętnika nie ma. Powiedziałem im że najprawdopodobniej masz go ze sobą. Żeby powiedzieć najłagodniej, "mocno zdenerwowani" goście zostawiwszy mnie samego udali się do limuzyny. Wróciłem więc do domu, wyciągnąłem pamiętnik i zacząłem go dokładniej przeglądać gdy nagle usłyszałem na dole jakieś krzyki i mógłbym przysiąść, że jeden z nich miał głos moich niedoszłych porywaczy. Przestraszyłem się nie na żarty i szybko schowałem pamiętnik w regał między książki i notatki. Ledwo zdążyłem to uczynić, do domu wpadli ci sami bandyci, co wtargnęli tu rano. - Pamiętnik - wrzasnął jeden z nich - po czym uderzył mnie z pięści w twarz. - Nie mam żadnego pamiętnika - odpowiedziałem - przecież byliście ze mną i widzieliście nie było żadnego pamiętnika - lecz oni zaczęli przewracać wszystko do góry nogami. W pewnym momencie jeden z nich krzyknął: - A to co jest - i rzucił we mnie pamiętnikiem - i chyba w tym momencie oderwała się okładka. Kazali mi wstać i iść za sobą. Wstałem, wyszedłem za nimi z mieszkania, zamknąłem drzwi i zszedłem za nimi na sam dół. Stanęliśmy na dole przed blokiem i oni zaczęli mi opowiadać, śmiejąc się przy tym do rozpuku, że teraz mnie wywiozą i zakopią żywcem. Wsiedliśmy do samochodu. Przejechaliśmy jakieś dwieście czy trzysta metrów i zatrzymaliśmy się. Kazali mi wysiadać i nie pokazywać im się na oczy przez co najmniej rok. Wróciłem skołowany do domu i zastałem ciebie. - Załóżmy, że ci wierzę. Tylko skąd wiedzieli, że nie ma mnie w domu? Ktoś musiał im powiedzieć, że pojechałam na posterunek - spojrzała nieufnie Lara - o tym wiedziałeś tylko ty i ja. - Skąd masz pewność, że nie chcieli cię zastać? - zapytał Danny. - Bo mieli świadomość, że gdyby mnie zastali nie dostali by go tak łatwo. Być może nie dostali by go w ogóle. Danny spuścił głowę. Tym samym dał jej do zrozumienia, że ma rację. Lecz po chwili dodał - Zrozum, nie miałem wyboru. Ci ludzie naprawdę nie żartowali. Człowiek myśli całkiem inaczej, gdy ma przy skroni spluwę. Ich jest wielu, a nas tylko dwoje, jak masz zamiar poradzić sobie z tymi zbirami. Wybacz, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Po tych słowach jego wzrok utkwił za plecami Lary. Dreszcz, który przeszył jej ciało zdawał się tłumaczyć wszystko, jednak nie zdążyła się nawet odwrócić, gdy poczuła zimny przedmiot uderzający o jej kark. Kiedy się ocknęła, pierwszym świadomym doznaniem był tępy ból głowy. Zaraz potem uświadomiła sobie, że od dawna oczy ma otwarte i że wokół niej panuje absolutna ciemność. Było jej przeraźliwie zimno. Przypomniała sobie ostatnie wydarzenie i poczuła w sobie narastającą złość. Sięgnęła dłońmi do kabur. Były puste. Nie miała też plecaka. Wstała i próbowała się zorientować gdzie się znajduje. Zaczęła badać rękoma ścianę. Natrafiła tylko na parę pajęczyn. Poza tym ściana była lodowata i wilgotna. - Cholera - powiedziała Lara zabierając rękę i strzepując z niej pajęczyny - że też dałam się podejść jak ostatnia idiotka. Chwyciła się za tył głowy. Wyczuła średniej wielkości guza. Zaczęła się zastanawiać dlaczego Danny postanowił zrobić to co zrobił. - Co on mu obiecał, że Danny mnie zdradził i stanął po stronie jego zabójcy, a może to strach popchnął go do tego - pomyślała Lara - Każdy ma swoją cenę. Rozmyślała jeszcze tak przez chwilę, gdy nagle usłyszała jak w odległości około siedmiu metrów od niej otwierają się drzwi i ktoś schodzi na dół po schodach. Wstała i oparła się o ścianę. Ktoś przekręcił zamek w drzwiach. Z jękiem otwarły się przed nią drzwi i została zalana jasnym światłem. Zasłoniła oczy ręką. W drzwiach ktoś stał. Mogła zobaczyć tylko kontury, gdyż oczy jej jeszcze nie przyzwyczaiły się do światła. - Witam w moich skromnych progach - powiedziała tajemnicza postać grubym basowym głosem. - Rzeczywiście skromne - odrzekła ironicznie. - Widzę, że nawet w takiej sytuacji nie traci pani dobrego humoru, panno Croft - odparł tajemniczy gość. Lara spojrzała na mężczyznę okrytego w długi, ciemny płaszcz. Jego twarz okryta była półmrokiem skrywając jego prawdziwe oblicze. Po chwili cienki strumień światła przeszył pół jego twarzy odsłaniając jego oczy, na widok których Larę coś tknęło. Przez chwilę sama nie wiedziała co to jest, w jego oczach było coś znajomego, niespokojnego. - O mój Boże, przecież to nie możliwe, on nie żyje - pomyślała Lara. - Czemu mi się pani tak przygląda, czyżbyśmy się znali, a może rozpoznaje pani we mnie kogoś bardzo bliskiego, któremu nie zdołała pani pomóc, a może wcale pani nie chciała pomóc? - powiedział nerwowym i gardzącym głosem. - Czyżbyś był jego...? - ...synem! Tak. Czy obawiałaś się takiej odpowiedzi? Pewnie chciałabyś wiedzieć czemu to robię. Otóż obiecałem sobie, że dopilnuję, aby sprawiedliwości stało się zadość. - Jakiej sprawiedliwości, o czym ty do cholery mówisz? - odpowiedziała Lara uniesionym głosem. Jej oczy oswoiły się już z ostrym, oślepiającym światłem spojrzała na niego, zmarszczył brwi, jego złość i rozpacz wyraźnie malowała się na jego twarzy, którą teraz było wyraźnie widać, miała obłąkany wyraz. - To twoja wina! - krzyknął dając gwałtowny krok w jej stronę - To przez ciebie zginął mój ojciec! Oniemiała z zaskoczenia, w kilka chwil zrozumiała całą sytuację. W jej oczach ukazały się łzy. Jednak otrząsnęła się po chwili i powiedziała: - Twój ojciec? Nazywasz go swoim ojcem?! A gdzie byłeś kiedy naprawdę cię potrzebował? - To nie ma znaczenia. On nie żyje i to przez Ciebie. Twarz Lary zdawała się ogarniać coraz większa rozpacz. Ciepłe krople łez popłynęły po jej policzku. - Dla niego to miało znaczenie - powiedziała Lara ocierając słone krople wody. - Za kogo ty się uważasz? Nigdy się nie interesowałeś sytuacją ojca. - Skąd ty o tym wszystkim wiesz? - powiedział groźnym głosem Von Croy. - Bo to ja przez te wszystkie lata byłam jego jedyną rodziną! Z wściekłością ruszył w jej stronę wyciągając ręce w kierunku szyi Lary. Ona jednak szybkim ruchem posłała go prosto na ścianę, która ochłodziła nieco jego temperament. Lara nie oglądając się za siebie wybiegła z pomieszczenia. Myślała tylko o tym by jak najszybciej opuścić to miejsce. Korytarz, którym biegła wydawał się nie mieć końca, kiedy jednak do niego dotarła za rogiem wpadła na... - Danny. - Lara, ja... Danny nie zdążył dokończyć, gdyż Lara posłała mu solidnego sierpowego, który powalił go na ziemię. Nie zdołał się nawet podnieść a już oberwał ponownie. Spojrzał na nią jakby rozumiał jej reakcję, jednak po chwili sięgnął ręką po broń. Lara skamieniała z przerażenia, zamknęła oczy. Rozległ się strzał. Nie czuła bólu, czyżby śmierć nie sprawiała cierpienia? Nagle za plecami usłyszała upadające ciało. Minęła chwila zanim pojęła co się stało. Danny trzymał pistolet w ręce, a za nią leżało ciało młodego Von Croy'a. Spojrzeli na siebie. - Posłuchaj...ja... Na twarzy Lary ukazał się uśmiech, który zdawał się wszystko tłumaczyć, gdy nagle usłyszała za sobą dźwięk. Zdarzyła się tylko odwrócić. Do jej uszu doszedł odgłos wystrzału. Chciała krzyknąć, lecz poczuła przenikliwy ból w piersi. Po tym była już tylko ciemność. Już nigdy nie będę się bała burz. Znowu śnię. Znów widzę mokrą od deszczu przerażoną twarz Von Croy'a, który wisi nad przepaścią. Lecz o dziwo teraz nie czuję przerażenia i niemocy która zawsze mnie ogarniała. Nawet nie staram się mu pomóc, biegnąc w jego stronę. Idę wolnym krokiem, a On coraz bardziej się przybliża. W końcu gdy już jest bardzo blisko spokojnym głosem mówi, żebym się więcej nie martwiła, żebym wreszcie odpoczęła...
kiciula : :